Jeśli chodzi o imprezę jaką jest ślub czy wesele, to jestem ogromną zwolenniczką minimalizmu, skromności i prostoty. Nie dla mnie rozłożyste księżniczkowe kiecki, welony, treny, tiule, koronki, kapelusze, rękawiczki czy parasoleczki. Zwyczajnie mi się to nie podoba! Dlatego też na swoim ślubie, prawie 4 lata temu moja sukienka była bardzo prosta, we włosach miałam jedną białą różę, a na paznokciach mleczny lakier, który położyłam sama. Makijaż był robiony w salonie, ale też nie był nie wiadomo jak mocny. Jakbym miała jeszcze raz wychodzić za mąż, oczywiście za tego samego pana, to moje paznokcie wyglądałyby tak:
Najpierw pomalowałam całe paznokcie mlecznym lakierem, akurat tym z Manhattan ProWhite.
Później pociągnęłam ultrafioletowym topperem Alessandro, który wydobywa biel i paznokcie wydają się jeszcze jaśniejsze. Nie świeci w ciemnościach, nic z tych rzeczy. Daje po prostu taki efekt, powiedzmy, jeszcze większej świeżości.
Na koniec próbowałam wykazać się jakąkolwiek fantazją pacając, to tu, to tam srebrny brokat z Golden Rose Jolly Jewels nr 102. Wyszło na to, że cały kciuk został nim pokryty, palce wskazujący i mały otrzymały "frencza", a dwa pozostałe zostały potraktowane odgórnie:)
Fajnie też by to wyglądało, jakby z tego sreberka zrobić frencza na wszystkich paznokciach po kolei :) Lubię taki minimalizm, oczywiście ten mani nadaje się nie tylko na śluby, chrzciny, komunie czy inne bar micwy...
I jak, podoba się Wam?